Newsy:

znalezionych: 1385 na 277 stronach
« poprzednia -   63  64  65  66  67  68  69  70  71   - następna »

Kolędnicy z życzeniami

Czwórka kolędników jak widzimy na fotkach to przebierańcy, którzy w okresie bożonarodzeniowym chodzą od domu do domu, śpiewają kolędy i składają życzenia pomyślności w Nowym Roku. Zwyczaj ten od wieków w Sękowej i okolicach obchodzony był od Wigilii do Trzech Króli. Dziś wieczorem tj. w drugim dniu Świąt Bożego Narodzenia, przybyła czwórka młodych sympatycznych kolędników do naszego domu, zaśpiewali kilka kolęd i złożyli domownikom życzenia.

Grupa kolędnicza nosiła maszkary, którymi dla żartu straszono widzów. Najbardziej popularną był turoń, osadzony na kiju, z ruchomą, kłapiącą paszczą; ten rodzaj kolędowania nosił nazwę chodzenia z Turoniem, tradycja ta pomału już zanika.
Popularne również były pochody z gwiazdą, wykonaną z kolorowego papieru, podświetloną od środka, przymocowaną ruchomo do drzewca. Kolędnik ją trzymający nazywany był gwiazdorem.

Chodzili też szopkarze z szopką i kukiełkami, odgrywający przedstawienia o narodzinach Jezusa w Betlejem, jak również Herody, zespoły odgrywające je "na żywo". W biblijną opowieść przyjścia Jezusa na świat wplatano ludowe wątki i tradycje.
Charakterystycznymi postaciami w grupach kolędniczych byli: pasterze, Trzej Królowie, Dziad, Baba (za postacie kobiece przebierali się również chłopcy), Żyd, Cyganka, muzykanci. Życzenia składano wierszem albo kolędą, płatano przy tym figle, recytowano zabawne rymowanki, całemu widowisku towarzyszyła atmosfera ogólnej wesołości.
W zamian za życzenia, przyjmowane jako pomyślna wróżba urodzaju i powodzenia, gospodarze obdarowywali przebierańców świątecznymi smakołykami lub wykupywali się drobnymi datkami.
Obchód kolędniczy był wyczekiwanym wydarzeniem, pominięcie domu uważane było za zły znak i tak jest do dzisiejszego dnia, choć z tymi przebierańcami bywa już różnie. Chłopcy i dziewczęta tak trzymać tradycje naszych ojców!!

ZOBACZ FILMIK - kliknij

W Krakowie odsłonięto obelisk upamiętniający lotników,
którzy zginęli w katastrofie Liberatora

Na bulwarze Lotników Alianckich nad Wisłą w Krakowie odsłonięty został w piątek obelisk upamiętniający bohaterów II wojny światowej – alianckich lotników, którzy w sierpniu 1944 r. zginęli w katastrofie samolotu Consolidated B-24 Liberator.
Obelisk to pokaźnych rozmiarów głaz, na którym umieszczona została tablica z nazwiskami wszystkich członków załogi samolotu. Odsłonili go zastępca prezydenta Krakowa Bogusław Kośmider i prezes krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP Stanisław Wojdyła. W uroczystości uczestniczyli seniorzy lotnictwa oraz uczniowie i nauczyciele ze szkół związanych z lotnictwem. Obecnych było sześć pocztów sztandarowych – dwa seniorów lotnictwa z SSLW RP i KKSL oraz cztery ze szkół. „Obecność młodzieży świadczy o tym, że to nie jest tylko sprawa historii. Jeżeli tworzymy przyszłość opierając się o przeszłość, dobrze budujemy fundamenty naszego państwa” – mówił Bogusław Kośmider. W rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że obelisk jest elementem bulwaru Lotników Alianckich nad Wisłą – miejsca upamiętniającego żołnierzy wszystkich alianckich armii, który bohatersko nieśli pomoc Polsce.

Pasjonat i znawca historii lotnictwa Krzysztof Wielgus przypomniał wydarzenia sprzed 74 lat, gdy w nocy z 16/17 sierpnia 1944 r. samolot z aliancką załogą po zestrzeleniu spadał nad krakowskim Zabłociem. „To był znak, że ktoś jednak stara się nam pomóc, ktoś walczy i ponosi ofiarę dla Polski” – mówił Krzysztof Wielgus.

Samolot należący do 178. Dywizjonu Bombowego RAF wracał z misji zrzutowej do placówki „Nida 504”, położonej 28 km od Piotrkowa, koło wsi Górale. Pomoc miała trafić do żołnierzy AK. Liberator został zestrzelony w rejonie Kazimierzy Wielkiej. Samolot doleciał do Krakowa, gdzie otwarto do niego ogień z działek przeciwlotniczych. Wieża ogonowa z martwym strzelcem wewnątrz spadła na składy węglowe rzeźni miejskiej (obecnie rejon ul. Podgórskiej). Najwięcej kawałków Liberatora spadło na teren składów na Zabłociu, m.in. na baraki Fabryki Schindlera. Prawdopodobnie niektóre fragmenty maszyny wpadły do Wisły pomiędzy dzisiejszymi mostami Powstańców Śląskich a Kotlarskim.

W katastrofie zginęli Australijczyk John P. Liversidge oraz Brytyjczycy: William D. Wright (pilot, dowódca maszyny) i strzelec pokładowy John D. Clarke. Na spadochronach ratowało sie trzech lotników, z których sierżanci L. Blunt i F. Helme zostali schwytani przez Niemców i po ciężkich torturach zamordowani.
Z całej załogi przeżył tylko Australijczyk, kpt. Allan Hammet, który trafił do Armii Krajowej, brał udział w szeregu akcji zbrojnych i doczekał w Polsce końca wojny. Potem przez Odessę wrócił do swojej jednostki, później zaś – do domu. Ożenił się z Polką i miał dwóch synów, zmarł w 1981 r.

Pierwszą próbę upamiętnienia alianckich lotników podjął w 1986 r. Krakowski Klub Seniorów Lotnictwa. Odsłonięto wówczas tablicę na ścianie ówczesnej fabryki „Unitra-Telpod”. W 2018 r. powstał mural. Od lat w rocznicę katastrofy Stowarzyszenie Podgórze.pl organizuje spacery podczas, których przypominana jest historia zestrzelonego Liberatora. Żródło:kksl.p40.pl - Foto:Marcin Sigmund

Australijski radiotelegrafista kpt. Allan Hammet, który jako jedyny przeżył zestrzelenie Liberatora w dniu 16/17 sierpnia 1944 r. -
Kraków - Zabłocie

ŻYCZENIA NA BOŻE NARODZENIE 2018 - BÓG SIĘ RODZI DLA CIEBIE

Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia niosą ze sobą wiele radości, refleksji dotyczących minionego okresu oraz planów na nadchodzący Nowy Rok. Niech nowo narodzony Jezus przyniesie nam wszystkim, naszym rodzinom i Ojczyźnie światło pokoju i nadziei. Niechaj świąteczny nastrój doda mocy w zmaganiu się z codzienną rzeczywistością, a nadchodzący rok spełni osobiste nadzieje, przyniesie zdrowie i pomyślność.

Wszystkim Mieszkańcom gminy Sękowa i nie tylko oraz tym którzy tu zaglądają, składam najlepsze życzenia, zdrowia, pogody ducha, spełnienia wszystkich marzeń, aby przy świątecznym stole nie zabrakło światła i ciepła rodzinnej atmosfery, a Nowy Rok 2019 niósł ze sobą szczęście i pomyślność. Niech magiczna moc wigilijnego wieczoru przyniesie Wam spokój i radość, aby wszystkie dni w roku były tak piękne jak ten jeden wigilijny wieczór, aby Wasze twarze i twarze Waszych najbliższych zawsze rozpromieniał uśmiech, a gwiazda betlejemska prowadziła Was ku szczęściu.

Najpiękniejszych świąt Bożego Narodzenia

ŻYCZY WŁAŚCICIEL TEGO PORTALU - ALEKSANDER GUCWA

Nie było miejsca dla Ciebie...

Pogrzeb szczątków żołnierzy niemieckich z I wojny światowej
na cw nr 91 w Gorlicach.

W samo południe 11 grudnia 2018 r. na cmentarzu wojennym nr 91 w Gorlicach pochowano dwóch żołnierzy Armii Pruskiej , poległych w Gorlicach na początku maja 1915 r. podczas tzw. Operacji Gorlickiej. Kości odnaleziono przypadkowo podczas prac ziemnych przy ulicy Wł. Broniewskiego na wiosnę br., dokonano ekshumacji i po zbadaniu terenu stwierdzono, że nie ma tam już więcej ludzkich szczątków. Po 103 latach szczątki dwóch niemieckich żołnierzy doczekały się godnego pochowku.
Na cmentarzu odegrano hymny – polski i niemiecki. Ks. Stanisław Ruszel proboszcz Bazyliki Mniejszej w Gorlicach po krótkiej modlitwie nad trumną, powiedział że obowiązkiem każdego chrześcijanina bez różnicy na obrządek, na konfesję, ważne żebyśmy umieli z szacunkiem podejść do tych, którzy zmarli. I te szczątki z szacunkiem należy czcić . Każdemu powinniśmy okazywać szacunek, w szczególności po śmierci. Ci żołnierze bardzo długo, bo 103 lata oczekiwali na ten godny pochowek.

Po tym wystąpieniu głos zabrał Burmistrz Miasta Gorlice Rafał Kukla oraz konsul generalny Niemiec dr Michael Groß – pełny tekst wystąpienia zamieszczam poniżej.

Burmistrz Gorlic i Konsul Niemiec złożyli wieńce i zapalone znicze. Następnie wszyscy przeszli pod główny element cmentarza jakim jest krzyż pomnikowy, tu Burmistrz i Konsul złożyli wieńce i oddali cześć i honor wszystkim żołnierzom, którzy spoczywają na tym cmentarzu. Na grobie będzie zamieszczona tablica pamiątkowa następującej treści, ,,Miejsce pochówku odnalezionych szczątków żołnierzy poległych podczas I wojny światowej – grudzień, 2018 r.
W ceremonii wzięli udział mieszkańcy i uczniowie szkół gorlickich.

Po uroczystościach Burmistrz Miasta Gorlice Rafał Kukla powiedział ,,Ta uroczystość jest przykładem tego, że jeżeli znajdujemy szczątki, powinniśmy w godny sposób oddać je ziemi i oddać cześć ich pamięci, tym bardziej, że to byli żołnierze. W okolicy Gorlic jest bardzo dużo cmentarzy z okresu I Wojny Światowej. Po bitwie, po starciu tych żołnierzy chowano na jednym cmentarzu. Spoczywają obok siebie żołnierze rosyjscy i niemieccy. To pokazuje wielki honor żołnierzy. Później już tego nie było”.

P.S.

Sprawę ekshumacji i pochówku żołnierzy niemieckich w Polsce uregulował polsko-niemiecki traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 r. Zgodnie z tym porozumieniem, m.in. napisy na grobach nie mogą informować o stopniach wojskowych i formacjach, do których należeli polegli. Koszt budowy cmentarzy, ekshumacji i pochówków pokrywa strona niemiecka.

Na cmentarzu wojennym nr 91 w Gorlicach, spoczywają żołnierze w 141 pojedynczych i 161 zbiorowych mogiłach. Pochowano tu 419 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 287 żołnierzy armii rosyjskiej i 140 żołnierzy armii niemieckiej, razem 846 żołnierzy w tym połowa znana jest z nazwiska, imienia, jednostki wojskowej i daty śmierci. Liczba pochowanych jest dziś problematyczna, ponieważ przeniesiono tutaj ekshumowane szczątki żołnierzy z likwidowanego w 1968 r. XX w, cmentarza nr 89 w Gorlicach, (budowa osiedla ,,Krakowska") na którym spoczywało 61 żołnierzy armii niemieckiej. Pochodzili z 272 Pruskiego Rezerwowego Pułku Piechoty, wchodzącego w skład 82 Rezerwowej Dywizji Piechoty. Więcej informacji znajdziesz <<TUTAJ>>

Odnalezione szczątki dwóch żołnierzy niemieckich (brak nieśmiertelników) w niedużej odległości od cmentarza wojennego nr 87 (Nowodwór) w Gorlicach, według moich badań wskazuje że należeli do Preussisches Infanterie Regiment 58 (Pruski Pułk Piechoty nr 58) i polegli 2 maja 1915 r. Czy się dowiemy czy nie kim byli ci żołnierze, w każdym razie to paradoks, bo oddali życie także za to, żeby Polska mogła być niepodległa. Niech więc teraz ta Polska od serca, po matczynemu przyjmie do swojej ziemi i na zawsze przytuli ich kości.
***
Panowie z pocztu sztandarowego powinni wiedzieć w jaki sposób nosi się szarfy podczas uroczystości!

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Szkoła w Sękowej ma już 120 lat!

Każdy budynek posiada swą historię, nie inaczej jest ze szkołą w Sękowej. Budynek szkoły w Sękowej został wybudowany 120 lat temu (dane z 2018 r.), co bieglejsi matematycy obliczyli zapewne, że było to w roku 1898. Doszukałem się źródeł że działała tu szkoła w 1595 roku. (parafialna)
Pierwsze informacje dotyczące historii szkoły sięgają roku 1873 i są oparte na kronice szkolnej prowadzonej przez kierowników szkół. Osobny budynek drewniany, mieszczący jedną salę lekcyjną i mieszkanie dla nauczyciela wybudowała tutejsza gmina w roku 1873 za 2000 zł, w następnym roku obito deskami, wprawiono podwójne okna i rozpoczęto po raz pierwszy publiczną naukę.

W roku 1891 przybudowano do istniejącego budynku szkolnego drugą sale szkolną, pokoik dla młodszego nauczyciela oraz piwnicę – koszty wynosiły 1000 zł. Rok później wykopano do użytku szkolnego studnię – całość kosztowała 50 zł….i stała się tragedia - szkoła spłonęła. W roku 1898 wymurowano nowy budynek szkolny o dł. 22.60, szer. 16.50 i 4.35 wysokości, pokryto blachą cynkową. (blacha ta pochodziła z Cieszyna, zdjęto ją przy remoncie dachu w sierpniu 2008 r.)

Szkoła posiadała trzy sale naukowe, kancelarię kierownika, mieszkanie kierownika z dwoma pokojami, kuchnią, przedpokojem, spiżarnią, piwnicą i strychem. W tym samym roku wybudowano stajenkę – drewutnię i wychodki o pięciu przedziałach – kryte gontem. Całość kosztowała 8000 zł. Na początku 1897 r. do tutejszej szkoły przychodzi ze szkoły z Siar Pan Tomasz Wójcikiewicz i pracuje razem z kierownikiem Stanisławem Dobrowolskim.

Niedawno minęła 120 rocznica oddania do użytku murowanej szkoły w Sękowej. Poniżej zamieszczam ciekawy artykuł z uroczystości jej poświęcenia, którego dokonał tego aktu ksiądz proboszcz Sękowej (1875 – 1909) Jan Kielar, obrońca ludu, który nie bał się przeciwstawiać ówczesnym władzom powiatowym i rządowi galicyjskiemu. Artykuł pochodzi z ,,Kurjera Lwowskiego” nr 305 z dnia 3 listopada 1898 r. (tekst podaję wersji oryginalnej)

Gorlice 22. października 1898 r.

D. 16. bm. odbyło się poświęcenie nowozbudowanej szkoły wy wsi Sękowy w powiecie naszym, poświęcenia dokonał ks. kanonik Jan Kielar, który jest zarazem przewodniczącym rady szkolnej miejscowej. Uroczystość ta zgromadziła bardzo licznie parafian, jako też właścicieli i oficjalistów kopalni nafty, przybył także kierownik tutejszego starostwa hr. Michałowski, piastujący z urzędu godność przewodniczącego rady szkolnej okręgowej. Ale jak w naszym powiecie nic się nie może odbyć spokojnie i cicho, lecz wszystko musi nabrać charakteru politycznego i narobić wiele krzyku, tak się i tutaj stało.

Po skończonym akcie poświecenia, przemówił ks. Kielar do zgromadzonych w te mniej więcej słowa:
„Byliście świadkami poświęcenia wspaniałego budynku, przeznaczonego na szkołę, a wystawionego kosztem WW. Panów przedsiębiorców i gminy Sękowy. W budynku tym będą wasze dzieci pobierać naukę, potrzebną dla każdego człowieka, która go kształci, podnosi i uszlachetnia, daje mu poznać jego stosunek do innych ludzi i innych narodów, wskazując mu obowiązki względem Ojczyzny, kościoła i Boga. Przyznać niestety musimy, żeśmy pod względem oświaty, niektórym narodom uprzedzić się dali, świadczy o tem wielka liczba analfabetów, tj. takich, którzy ani czytać, ani pisać, ani pisać nie umieją.

Straciliśmy byt polityczny, upadliśmy, ale upadliśmy nie dla braku męstwa, bo dobrze czuły twarde karki i czaszki krzyżackie i moskiewskie naszą silną dłoń, o naszym męstwie świadczą pola Grunwaldzkie, mury Wiednia. Częstochowy, okopy Zbaraża i Chocimia, lasy Grochowskie, Racławickie, Wielkiego Dęba i Igania i góry Hiszpańskie i wyspa San-Domingo, ale upadliśmy z braku szerszej i gruntownej wiedzy. Mała garstka oświeconych, a rządzących nie wypełniła swojego obowiązku, nie przygarnęła bliżej do siebie młodszych braci, nie chciała dać swoim trochę, straciła wszystko, postawiono gmach wielki, ale na ważkim fundamencie, runął gmach mimo poświęceń jednostek i heroicznych wysiłków, straciliśmy byt polityczny i samodzielność. Nie męstwa nam potrzeba, ale oświaty szczerej, która by się wcisnęła aż pod strzechę wieśniaczą, pracowitości, wytrwałości i oszczędności. Wprawdzie i w tym kierunku zrobiliśmy krok naprzód, ale jakże jeszcze daleko do celu, porównajmy liczbę szkół z liczbą karczem w kraju naszym, a obrachunek wyjdzie nie na korzyść tych pierwszych, ale ostatnich. Mamy wprawdzie szkoły tu i owdzie, mamy wysoką Radę szkolną, Rady okręgowe i miejscowe, czytamy sążniste rozporządzenia i odezwy, a mimo tego oświata żółwim postępuje krokiem. Jaka tego przyczyna? Brak ducha i energji u tej najwyższej władzy szkolnej. Działa ona wprawdzie aby działała, ot „ut aliquid fecisse videatur”1 . Kiedy patrzę na tę wielką machinę szkolną galicyjską, przypomina mi się strzelec, który wyszedł w pole z chartami na zające, który jedną ręka wskazuje chartowi wymykającego się zająca a drugą trzyma go silnie za ogon by z miejsca nie ruszył.

Może patrzę przez jakiś pryzmat na sprawę, ale proszę się uważniej wczytać w sprawozdania z sesji sejmowych lat ubiegłych, a przyznacie mi słuszność. Nasze nauczycielstwo najlepszym ożywione duchem i poświęceniem, ale nie czując odpowiedniego ciepła z góry, traktowane nieraz po macoszemu, obdarte przez niektórych galicyjskich Atyllów z praw wolnego obywatela, wydalane dla jakiegoś widzimisię z zajmowanych posad, a obsadzane przez indywidua podejrzanej wartości opuszczają szeregi nauczycielskie, by na innem polu pracować na chleb powszedni dla swojej rodziny i dla dobra kraju naszego.

Lud nasz pomimo swojej biedy materjalnej nie szczędzi grosza i chętnie go oddaje na szkołę, świadczą o tem wspaniałe budynki szkolne porozrzucane po kraju naszym. Wieśniak sam mieści się w nędznej chałupie, zagryza ziemniaki, chleb suchy, popijając wodę, sam w obdartej i wyszarzałej kapocie dla szkoły piękną sprawia sukienkę. „Mein Liebchen was willst du noch mehr .”2 Lud zrobił swoje, ba więcej jak swoje, niechaj więc władze także zrobią swoje, lud dał jej sukienkę i ciało. Dodajcie jej odpowiedniego ducha, tym sposobem postawicie silny fundament dla przyszłej wolnej ojczyzny, w przeciwnym razie ciężką przed Bogiem zaciągniecie odpowiedzialność.

Wielki Boże — Ty który nieraz najsłabszego używasz narzędzia do wyprowadzenia największych dzieł, spraw łaską swoją, byśmy bez różnicy, poznawszy dobrodziejstwo oświaty i szkoły, przyczyniali się słowem, czynem i groszem do jej rozszerzenia, aby dziatwa, korzystając z dobrodziejstw, wychowała się na dobrych obywateli, prawych synów kościoła i dzielnych szermierzy przyszłej wolnej ojczyzny”.

Po mowie ks. Kielara przemawiał hr. Michałowski, potem zaśpiewano pieśń „Serdeczna Matko”, następnie się ludzie rozeszli, bo każdy uważał ceremonję za skończoną, a przynajmniej by się była wszędzie na tem skończyła, ale nie u nas. Hrabia Michałowski powrócił bardzo zirytowany do Gorlic i dalejże radzić ze swoimi przyjaciółmi i doradcami, co począć z tą mową, którą uważał niejako ku sobie i swojemu stronnictwu skierowaną, i jakby się zemścić na księdzu, który śmiał w obecności hrabiego wysokie władzo krytykować.

Wynik tych konferencyj był taki, że najpierw kierownik starostwa nosił się z myślą rozkazania aresztowania ks. Kielara, potem myślano ubić całą sprawę na drodze administracyjnej i dnia 18. bm. przesłuchano świadków pp. Barzykowskiego, Schimera, Niewiadomskiego, Romanowskiego i Tenerowicza, jako też nauczycieli pp. Dobrowolskiego, Kochańskiego, Lacha i Wójcikiewicza, a na 20. bm. wezwano ks. Kielara jako oskarżonego. Przesłuchanie jego nie miało żadnego znaczenia, ponieważ kierownik starostwa, który oskarżonego przesłuchiwał, oświadczył na ostatku, że sprawę oddaje sądowi.

A zatem bezpodstawne było przeprowadzenie śledztwa, które kierownik starostwa przedsięwziął na własną rękę, jeżeli sprawa kwalifikuje się do sądu, to temuż oddać ją należało, a nie odgrywać roli dyrektora, bo to ze stanowiskiem ani imieniem panie hrabio nie licuje!
W końcu zaznaczamy, że kierownik starostwa zaczyna wchodzić w ślady swojego poprzednika a zatem zapytujemy się o co mu chodzi czy o sławę Gubatty czy o przyszłość? niech się z tem raczy przed nami otworzyć, a wszystkiego dostąpić może.
1 - (z łac.) aby widziano, że coś się robi; dla zachowania pozoru
2 - (z niem.) Moja miłość, czego więcej chcesz?

**************************************************************************************************

Ciąg dalszy po roku -Poniższy artykuł pochodzi z ,,Kurjera Lwowskiego” nr 284 z dnia 13 października 1899 r. (tekst podaję wersji oryginalnej)

Gorlice 10 października 1899

Oskarżenie księdza za mowę przy poświęceniu szkoły.

Dnia 3. listopada 1898, podałem wam mowę ks. Jana Kielara, wygłoszoną do zgromadzonego ludu z okazji poświęcenia nowo zbudowanej szkoły w Sękowy.

W korespondencji owej podniosłem wówczas również pierwsze polityczne kroki hr. Michałowskiego, na stanowisku kierownika tutejszego starostwa. Po ks. Kielarze przemówił wtedy kierownik starostwa. Zabawnie wyglądało to jego przemówienie, dopuścił się „nieprawdy”, wmawiając w słuchaczy, że szkoła nie została zbudowaną kosztem gminy Sękowy i stron konkurujących, ale przeważnie kosztem Rady szkolnej krajowej. Tak nie było.

Ale ciekawe są dalsze koleje tego zdarzenia. D. 16. paźdz. odbył się akt poświęcenia szkoły a 20. tegoż miesiąca doręczono ks. Kielarowi przez umyślnego posłańca wezwanie starostwa tej treści: „Ck. starostwo wzywa ks. Jana Kielara, by się dnia 20. października o godzinie 11-tej w urzędzie osobiście do przesłuchania stawił, w razie niestawienia się, nałożoną zostanie na księdza grzywna 20 złr. i wydany rozkaz przymusowego doprowadzenia”. Prawda, że wtenczas istniał stan wyjątkowy, a wolność osobista wisiała na kołku, ale czy wezwanie takie odpowiada powadze władzy, czy jest na miejscu w państwie konstytucyjnem, zwłaszcza zaś w odniesieniu do proboszcza, kanonika, nieposzlakowanego człowieka?!

Sąd gorlicki, po ścisłem i dokładnem zbadaniu sprawy i przesłuchaniu kilku zaprzysiężonych świadków, ogłosił 1 lipca br. wyrok uwalniający ks. Kielara od oskarżenia, ale oskarżyciel publiczny wniósł rekurs od tego wyroku do sądu obwodowego w Jaśle, gdzie też 25 września br. odbyła się rozprawa. Przewodniczącym rozprawy miał być radca p. Korulski, ale coś zaszło, że rozprawie przewodniczył sam prezydent sądu Podwin, jako wotanci zasiadali radcowie Goldman i Rutkowski. Trybunał ten wyrok pierwszego sądu zniósł i zasądził ks. Kielara za obrazę wysokich władz szkolnych na grzywnę w kwocie 42 zł.

Wyrokiem tym prawdopodobnie ks. Kielar się nie zadowoli, ale wniesie rekurs o rewizję procesu do trybunału kasacyjnego, o wyniku którego nie omieszkam donieść szanownym czytelnikom.

Tyle co do procesu. A teraz jeszcze jeden kwiatek z postępowania hr. Michałowskiego. W czerwcu br. nadarzyła się sposobność kierownikowi starostwa dać uczuć swoją władzę ks. Kielarowi, który w obecności jego śmiał wysokie władze krytykować. Na posiedzeniu Rady szkolnej okręgowej usunął on ks. Kielara od przewodnictwa przy egzaminach w szkołach tak w Sękowy jako też i w Siarach, który to urząd pełnił ks. K. przez 24 lat z uznaniem i zadowoleniem wszystkich władz szkolnych. Na jego miejsce przeznaczył hrabia kierownik starostwa aptekarza z Gorlic p. Rogowskiego.

Takie postępowanie względem Kielara, który przez 24 lat pracuje w jednej parafji, ku ogólnemu zadowoleniu i który swoją pracą i zachowaniem się potrafił sobie zjednać szacunek i miłość nie tylko u swoich parafjan, ale u całego powiatu gorlickiego, musi oczywiście chybić celu i zwraca się przeciw autorowi, tem bardziej, gdy działa dla zemsty osobistej. Ks. K. nic się nie stało i stać nie może, jest sobie dalej proboszczem w Sękowy, otoczony szacunkiem swoich kolegów, parafjan, jako też ludzi całego powiatu, a nawet stronnictwa, do którego pan hrabia kierownik starostwa należy. Ostrożnie, panie hrabio, bo sławny Gubatta poprzednik pański, tak samo postępował, toteż stał się niemożliwym.