|
W Sękowej oddano nowy mostNa rzece Sękówka w Sękowej powstał odcinek mostu o długości 70,8 m i szerokość 17,32 m oraz nowe rondo. Przebudowano także sieć wodociągową, gazową, Replika Väska teletechniczną i sanitarną na odcinku mostu. Mimo że prace inwestycyjne rozpoczęto w sierpniu 2019 r. a więc znacznie później niż zostały zaplanowane, to łagodna zima sprzyjała prowadzonym pracom, dzięki czemu udało się most ukończyć w terminie. 24.03.2020 r. zakończono prace związane z budową mostu drogowego w Sękowej. Wykonawca Nowak-Mosty Sp. z o.o. wywiązał się z zleconego przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Krakowie zadania. Tak więc kierowcy przejeżdżający przez Sękową drogą wojewódzką nr 977 w kierunku granicy państwa mogą już podróż odbyć nowo wybudowanym mostem. Po drogowcach nie ma już śladu. Teren został posprzątany, wyrównany, a kierowcom nie cierpnie już skóra na grzbiecie, gdy pokonywali stary most na Sękówce. Te kilka miesięcy, gdy trwała budowa nowej przeprawy, były dla kierowców niezłą szkołą cierpliwości - wahadłowy ruch, zmiany w organizacji, korki przed światłami, breitling replica w których trzeba było czasem spędzić po kilkanaście minut - o tym wszystkim możemy już zapomnieć, bo teraz mamy zupełnie inną jakość na przebudowanym odcinku. Po starym kompletnie wyeksploatowanym nie zostały nawet resztki. Niedługo zapomnimy, jak wyglądał. W miejscu skrzyżowania z drogą w kierunku Wapiennego jest teraz rondo, do tego ścieżka piesza i rowerowa. Do budowy nowego mostu przystąpiono końcem sierpnia 2019 r. rozpoczęła się długo oczekiwana przez mieszkańców Sękowej budowa mostu na rzece Sękówka.replica bags china Wyeksploatowany obiekt (budowa starego mostu miała miejsce w 1973 r.) nie nadawał się do dalszego ruchu, tędy to przejeżdżają przede wszystkim duże rzesze turystów kierujących się na słowacką stronę oraz w nasz piękny Beskid Niski. Koszt inwestycji to około 13 mln zł, z czego 10,5 mln zł stanowią środki z RPO, natomiast pozostała część pochodzi m.in. z budżetu województwa małopolskiego.
Fotograficzna historia budowy mostu - sierpień 2019 - kwiecień 2020 - KLIKNIJ *** Zdjęcie wykonał w 1900 r. Mieczysław Mrazek, przedsiębiorca naftowy. Na pierwszym planie most na Sękowce, przez który przejeżdza bryczka z żoną i dziećmi M. Mrazka. W głębi widoczne liczne szyby naftowe a pod białym dachem nowo wybudowana szkoła. |
KORONAWIRUS!! Wyciągnijmy ważną lekcję!Miłość odkładaliśmy na jutro. Życie odkładaliśmy na jutro. Dobre relacje z bliskimi na jutro. Poczucie szczęścia i spełnienia życiowego także na jutro. A natura nam przypomniała, że nie ma „jutro”, jest tylko dzisiaj, nic więcej. Starsi ludzie byli przezroczyści. Gdy stawali się widoczni, bezlitośnie wyrzucaliśmy ich na śmietniki. Dogorywali w samotności, bez względu na to kim byli i co w życiu osiągnęli. Dziś wiemy, ze istnieją, są, krzyczą swoją samotnością. Nie szanowaliśmy lekarzy i pielęgniarek, kpiąc z protestów, w których domagali się podwyżek i lepszych warunków pracy. Już wiemy, że bez nich świata by nie było, Polski by nie było, nas by nie było. Nie docenialiśmy nauczycieli i wielkiej wartości jaką jest wiedza. A wiedza to pieniądz, to luksus. Teraz uczniowie, którzy nienawidzili chodzić do szkół, marzą o jak najszybszym powrocie do nich. Gardziliśmy robotnikami. Czuliśmy się lepsi od „sprzątaczek”, „śmieciarzy”, „salowych”. Dziś to oni mają pracę, bez której my bylibyśmy skończeni. Wielkie gwiazdy estrady zostały bezrobotne i nie mają środków do życia. Gdzie się podziały wszystkie marki? Louis Vuitton, Versace, Dolce&Gabbana? Torebki i buty za kilka tysięcy? Płaszczyki za piątaka? T-shirty za pięć stówek? Powiem Wam: wiszą na półkach w zamkniętych sklepach, albo w szafach. Kurzą się i nikomu do niczego nie są potrzebne. I długo jeszcze nie będą. Cały ten przemysł modowy, cały ten konsumpcjonizm, które zawładnęły naszymi umysłami. Cała ta rozpaczliwa walka o zatrzymanie za wszelką cenę młodości, o mieć, a nie być, rozsypały się jak zamek z piasku. Zostały zmyte przez gigantyczną falę. W domach, samotni nie potrzebujemy mieć zrobionych ust. Nie potrzebujemy złotych łańcuchów na szyjach i napisu „Gucci” na zegarku. Potrzebujemy mieć kogoś, być z kimś. Tego nam było trzeba. Cena nauki jest niestety wysoka, jest nią ludzkie życie. Przy okazji nauczyliśmy się, że jesteśmy stworzeniami stadnymi. Samotność nie jest dla nas naturalnym stanem. Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni. Najpierw dostałem na messengerze sporo życzeń, które zaczynały się od słów: „Radosnych i pogodnych Świąt Wielkiej Nocy”, później zobaczyłem tę grafikę. Ktoś zamieścił na swojej tablicy. Nic ważniejszego, mocniejszego i piękniejszego nie widziałem od tygodni i wymyśliłem, że to będzie moja kartka świąteczna dla Was. Bo te święta ani radosne, ani pogodne. Refleksyjne, jak żadne inne i dobrze. Czas najwyższy. W tej refleksji jest oczywiście jakaś pogoda, jakieś światło i ciepło jakieś. Od lat żyję w przekonaniu, że wszystko dzieje się po to, żeby finalnie było lepiej. Wierzę w rozwój, progres i naukę wyciągniętą z życiowych lekcji. W piosence, która miała się ukazać już rok temu, a do której z nieznanych mi przyczyn nie potrafię nagrać wokalu, napisałem w tekście: „Swe koła kreśli mądry czas, daje lekcje.” Właśnie doświadczamy jednej z najważniejszych od 100 lat, a na pewno najważniejszej w czasie naszego życia.
|
Przygody ks. Karola Wojtyły w trakcie górskich wędrówek.Ks. Karol Wojtyła, a później papież św. Jan Paweł II był człowiekiem wysportowanym, silnym i wytrzymałym uprawiał turystykę pieszą, narciarstwo zjazdowe i śladowe, kajakarstwo. Podczas wypraw w góry spotykały go też czasem przygody wśród których był np. zagubienie szlaku i przez to nieco „późniejsze” dojście do celu. Jedna z takich przygód miała miejsce w Bieszczadach, w 1960 r., a wspomina o niej prof. dr hab. Teresa Malecka z Akademii Muzycznej w Krakowie: „Księdza Karola Wojtyłę poznałam przez swoją starszą siostrę. Należała także do „Środowiska” – duszpasterstwa „turystycznego”, założonego przez Wojtyłę. Teresa Malecka poznała ,,Wujka” gdy miała 14 lat, a pierwszy raz na wycieczkę z tą grupą wybrała się w sierpniu 1960 r. w Bieszczady. Była najmłodszym uczestnikiem wyprawy. „Atmosfera była wspaniała. Osoba Wujka, który był już biskupem, stwarzała poczucie bezpieczeństwa. Zawsze można było liczyć na słowa otuchy z jego strony – w sytuacjach trudnych, w osobistych sprawach” - opowiada. Także „Wujek” jak go zwaliśmy, także jako papież, lubił wspominać, szczególnie wyprawę gdy część grupy zabłądziła.
A było tak: „Część osób została w bazie (biwak pod Smerekiem), a większość wybrała się na 8-godzinną wędrówkę. Gdy wracaliśmy, opowiada Malecka, zrobiło się już ciemno, a my nie za bardzo wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Krótko mówiąc zbłądziliśmy i nie mogliśmy odnaleźć drogi powrotnej. Znaleźliśmy się w dzikich Bieszczadach z pudełkiem zapałek, bez namiotów, wyczerpani, bez picia i jedzenia. Wszystko pozostało w bazie. Około 23ºº ks. Karol Wojtyła stwierdził, że nie ma wyjścia i zadecydował, że trzeba zanocować w lesie i przeczekać, a rano zorientować się w terenie. Rozpaliliśmy ognisko. Mieliśmy przy nim czuwać na zmianę. Najpierw panowie, dziewczyny mogły iść spać. No ale w końcu czuwał tylko Wujek. Mimo, że był zmęczony, odmawiał jeszcze brewiarz. Rano Piotrek (późniejszy mój mąż) wszedł na drzewo, żeby rozejrzeć się gdzie jesteśmy. Zdecydowaliśmy się iść wzdłuż rzeki i koło 12ºº w południe udało nam się resztkami sił dotrzeć do grupy w obozowisku. Pół żywi, zmęczeni i głodni mieliśmy jeszcze najpierw Mszę, a potem powstał problem z… obiadem. Jan Paweł II na Sądecczyźnie Jak wspominał ks. Mieczysław Maliński „pierwszym punktem dojścia była Prehyba (Przehyba 1175 m). Trafiliśmy na piękną pogodę jesienną. Lasy całe w cudownych kolorach. Najpierw pchaliśmy się ostro w górę w pocie czoła. Potem już było łatwiej. Gadaliśmy, milczeliśmy, modliliśmy się. (…) Potem samo schronisko, prawie puste. Ale było jeszcze słońce dość wysoko. Za wczas na nocleg. Poszliśmy więc dalej. Jednak szybko zrobiło się już późne popołudnie, trzeba było szukać noclegu. Natrafiliśmy na drogowskaz na rozstajnych drogach, nie bardzo się orientując co nazwa oznacza: szczyt góry czy też wieś. Wybraliśmy cel, który można było osiągnąć w krótszym czasie.” „Po jakiejś godzinie” – pisze dalej Maliński – „gdy droga coraz wyraźniej poczęła się wspinać w górę, doszliśmy do smutnego wniosku, że to nie do wsi idziemy, ale na kolejny szczyt. Jedyne wyjście, wracać tą samą drogą. Na rozstajnych drogach, na których byliśmy przed paroma godzinami, zastał nas już zmrok. Teraz trzeba by jak najszybciej w dół, ale to wcale nie było takie proste. Nie znaliśmy terenu. W lesie panowała ciemność. Baliśmy się wciąż, że zejdziemy ze szlaku i nigdzie nie trafimy. Na nocleg w lesie nie byliśmy zupełnie przygotowani. Przecież to jesień i noce zimne. I gdyśmy tak zdesperowani szli od drzewa do drzewa, wypatrując znaków turystycznych, nagle z daleka zaczęły dolatywać nas jakieś głosy. W kilka minut, zupełnie niespodziewanie las zaroił się ludźmi.” Dwaj niefortunni turyści mieli szczęście. Była to grupa miejscowych kobiet, które wracając z grzybobrania zgubiły kogoś w lesie i wróciły, aby go odnaleźć, a teraz schodziły już z odnalezioną towarzyszką do domów. „Uratowały nas” – stwierdza Maliński – „Byliśmy potwornie zmęczeni, zziębnięci, głodni, obtłuczeni. Na ostatnich nogach zeszliśmy do wsi. Chcieliśmy przenocować na plebanii. Znaleźliśmy ją”. Miejscowy proboszcz nie był jednak zachwycony niespodziewaną wieczorną wizytą i wręcz oburzony tak nierozsądnym postępowaniem swoich gości. „To wstyd, żeby ksiądz z diecezji krakowskiej włóczył się po nocach bez sutanny. Ja z tego nie będę wyciągał konsekwencji, ale miejsca u mnie na plebanii dla takich jak wy nie ma.” Wojtyła z Malińskim musieli tę noc spędzić w magazynie probostwa. Mało gościnna plebania ma także kolejne dwie wersje, które stanowią uzupełnienie tej pierwszej. Jak pisze Marta Wielek opierając się na wypowiedzi ks. Mieczysława Malińskiego „w trakcie wyprawy pomylili szlaki i dzięki pomocy życzliwych ludzi już po zmroku dotarli do pewnej wsi. Tam odnaleźli plebanię, licząc, że proboszcz zlituje się nad dwoma wędrującymi kapłanami i przygarnie ich na nocleg. Proboszcz długo przyglądał im się podejrzliwie”. Nie mógł uwierzyć, że są księżmi i po wylegitymowaniu zamiast ciepłego posiłku dostali reprymendę, że zachowują się niegodnie, bo ksiądz zawsze powinien chodzić w sutannie. Odpowiedź, że niosą je w plecaku jeszcze bardziej rozsierdziło starego kapłana i ostatecznie polecił im spać w szopie . Podobną wersję zagubienia szlaku przez ks. Karola Wojtyłę i ks. Mieczysława Malińskiego na Prehybie o której wspomina ks. M. Maliński, przytacza w swojej książce Jan Poniewierski : (…) „Złapała nas noc, schodziliśmy po ciemku”. Jak się okazuje zabłądzili, ale na szczęście spotkali ludzi wracających ze zbierania borówek do których dołączyli i z którymi zeszli do wsi dopytując o plebanię. „Karol został przy płocie. Ja poszedłem pogadać z proboszczem”. Ks. Maliński wyjaśnił, że jest księdzem i pokazał dokumenty” (…). Proboszcz popatrzył na mnie ze zdumieniem ale i oburzeniem. Trochę mi nawymyślał, że księdza obowiązuje szata duchowna” (...) „Gdy powiedziałem, że mam ją w plecaku, to wprawiło go w jeszcze większą złość. Polecił gospodyni przygotować dla nas miejsce w szopie”. Na drugi dzień przyszli do zakrystii aby odprawić mszę św. w lekko wymiętych sutannach. Proboszcz nie odezwał się do nich, ani nie zaprosił na śniadanie . „Niejaka konsternacja nastąpiła po latach kiedy Karol jako biskup sufragan przybył do tej parafii na wizytację i zastał tego samego proboszcza”. Skończyło się na śmiechu. Nocna przygoda na szlaku narciarskim zimową porą, miała miejsce w 1955 r., (zapewne w marcu). Ojciec Święty przyjechał w Pieniny i Beskid Sądecki z grupą fizyków. Z Czorsztyna przeszli przez Macelak na przełęcz Chwała Bogu, zjechali do Krościenka i przeszli na Dzwonkówkę (983 m) w Beskidzie Sądeckim. Prawdopodobnie zgubili szlak. Tu zastała ich noc, która zmusiła ich do noclegu w szałasie pasterskim, w pobliżu przełęczy Przysłop (892 m). W nocy, przy 20-stopniowym mrozie rozpalili wewnątrz szałasu ognisko. Następnego dnia rano po odprawionej w szałasie mszy św., wyszli na Przehybę (1175 m) skąd zjechali do Rytra . Nie idzie dociec w jakiej miejscowości znajduje się parafia z owym księdzem proboszczem do której zapukali strudzeni księża - wędrowcy. Nikt też nie zadał sobie trudu odszukania owego proboszcza, bo i po co. Mają nazwisko proboszcza z Sękowej. I wokół niego powstaje historyczne kłamstwo. I oto po jakimś czasie, prawdopodobnie na kanwie tych wydarzeń pojawia się w Gazecie Gorlickiej, w tekstach z okazji błogosławieństwa ! św. Jana Pawła II jakie miało miejsce w 2011 r. związana z Nim anegdota dotycząca Sękowej „gdzie żył proboszcz słynący z pracowitości. Świtem skowronka oporządzał bydło i szedł do ołtarza i konfesjonału. Potem szedł w pole, rolnik-duszpasterz. Kiedy usłyszał pukanie, w ciemności nie zauważył, kto się dobija, i rzekł: - Ja tam darmozjadów, co po górach łażą, do swego domu nie wpuszczę”. Wędrowcy poszli spać do gospodarza obok. Wielkie było zdziwienie proboszcza, gdy Ci wędrowcy spotkali się rano na mszy. Wieść gminna niesie, że ów gospodarz przez wiele lat otrzymywał życzenia świąteczne z Watykanu”. Tekst ten był bezrefleksyjnie, wielokrotnie powielany m.in. w 2019 roku . Autor wielokrotnie powtarzanych w Gazecie Gorlickiej tekstów, czasem uzupełnia ową anegdotę szczegółami mającymi świadczyć o jej wiarygodności cytuję: „Na ziemię gorlicką przybyli 13 sierpnia 1953 r. po przejściu trasy z Chyrowej na Magurę Wątkowską, gdzie obecnie znajduje się obelisk upamiętniający to wydarzenie. 14 sierpnia, po mszy świętej odprawionej na stokach Magury Wątkowskiej, wędrowcy przez Bartne, Sękową, Owczary i Magurę Małastowską dotarli do Hańczowej. I zawsze jest kwiatek o słowach ojca „Panier Boże, jeżeli sprawisz, że wrócę do domu z wojny cało, to syn zostanie nie tylko księdzem, ale i prałatem, i biskupem, i kardynałem, a nawet papieżem” . Iście proletariacka opowieść której rodowodem i miejscem powstania mógł być któryś z dawnych urzędów. Papież zaś, i słusznie, po tym jak przedstawiono mu owo „proroctwo” umieszczone w artystycznej wizji na przywiezionym do niego obrazie, miał powiedzieć „Ojciec bardzo podobny”. Bo i co jako człowiek kulturalny miał rzec na te „rewelacje”. I jeszcze jedna uwaga. W miarę upływu czasu niegodne postępowanie proboszcza dodatkowo jest „wzmacniane” potężnym ! tytułem (…) proboszcz z Sękowej przegonił kardynała”. Nie zadano sobie oczywiści trudu sprawdzenia kiedy ks. Wojtyła został biskupem, bo na pewno nie był nim jeszcze w 1953 r. . Podobnie bałamutną opowieść przedstawia Jerzy Leśniak, redaktor z Nowego Sącza , która znajduje się na stronie internetowej schroniska na Przechybie (1175 m.) (też Prehyba) . Autor tekstu całkowicie pomija opowiadany przez jej uczestnika fakt pobłądzenia w rejonie Przehyby i spuszcza nad nim zasłonę milczenia. Natomiast od razu przechodzi do swoistej „gościnności proboszcza w Sękowej” odległej od Przehyby i tamtych terenów o dobre kilkadziesiąt kilometrów. A na dodatek cytuje słowa o wędrówce św. Rodziny i narodzinach Chrystusa która miał miejsce ponad 2 tys. lat temu „dla których nie było miejsca w gospodzie”. I niby wszystko się zgadza bo jest imię i nazwisko owego proboszcza w Sękowej ks. Juliusza Suchego, jest też rok, a jakże 1953, trasa jaką wędrowali i jest uwiarygodniająca całość Magura Małastowska która sobie nadal stoi (i jak widać obrasta kolejnymi legendami). Delikatnie mówiąc ilość nieścisłości w tekstach Jerzego Leśniaka i Andrzeja Ćmiecha jest znaczna i nie widomo od czego zacząć próbę ich sprostowania. Nie ma też sensu odnosić się do wszystkiego (w tym np. Karol Wojtyła senior w okopach i bitwie pod Gorlicami, proroctwo a zarazem ślubowanie i „danie przyszłego syna na księdza” z oczywistym pominięciem powołania na kapłana! itp.,) bo sprostowanie zajęłyby kilkanaście stron. Wspólne dla obu autorów jest to, że obaj nie powołują się na żadne źródła historyczne lub opracowania, wywiady, relacje uczestników, nie ma przypisów skąd wiadomości pochodzą i nie podają też jakiejkolwiek bibliografii pozwalającej ich teksty zweryfikować (bo przecież w tych wydarzeniach nie uczestniczyli więc nie byli ich świadkami).
Potwierdzona jest przez wielu autorów i uczestników msza święta którą odprawił ks. Wojtyła dla kilkunastu uczestników 14 sierpnia 1953 r. na Magurze Wątkowskiej. Wiarygodnie i logicznie przedstawia się także przedstawione przez niektórych autorów przejście grupy z Magury Wątkowskiej przez Mareszkę (Bartne) i wyludnione wsie: Wołowiec, Jasionkę, Ług, Regetów, Kozie Żebro do Hańczowej . Możliwa do pokonania w jednym dniu pomimo dźwiganych na plecach 20 kilogramowych (męska część grupy) i 14 kilogramowych plecaków (kobiety, dziewczyny). Trasa wiodła wyznakowanym już wówczas na tym odcinku czerwonym, istniejącym do dziś szlakiem turystycznym noszącym obecnie na tym odcinku nazwę” Szlak św. Jana Pawła II, a czas przejścia tej trasy wynosi około 10 godzin. Natomiast całkowicie nielogiczne są opisy wspomnianych autorów tekstów: Wydaje mi się, że taka trasa nie jest możliwa do przejścia w grupie 17 osób z ciężkimi plecakami i ludźmi o różnej kondycji. Jest to około 15-16 godzin marszu z lekkim a nie ciężkim plecakiem, czyli np. od godziny 6ºº rano do 22ºº. Ale wędrowcy mieli namioty które należało rano zwinąć, a zanim wyruszyli na trasę uczestniczyli jeszcze w odprawianej mszy św. śpiewanej i zjedli śniadanie (po komunii św.). Po co mieli by robić koło i kierować się do Sękowej a następnie iść na plebanię, skoro dysponowali namiotami. I szli w kierunku Hańczowej a nie do Gorlic. Na tym tle „nieźle” prezentuje się też Jerzy Leśniak który cytaty czerpie z historycznych przekazów i w podtytule pisze (cytat): „Nie było miejsca dla Ciebie. W imieninowym dniu (sic!) papieżowi przypomniano jak się dowiadujemy z tekstu, odwiedziny w Tropiu u św. Świerada i przygodę w pod gorlickiej Sękowej w 1953 roku, gdzie ówczesny proboszcz nie udzielił noclegu młodemu księdzu z Krakowa wędrującemu z grupą przyjaciół szlakami turystycznymi w Beskidzie Niskim. W tamtych latach były to dzikie okolice, niemal kompletnie wyludnione, pozbawione komunikacji, sklepów, bazy turystycznej (tu i jeszcze raz w tekście poniżej autor stara się nieco usprawiedliwić proboszcza czynnikami obiektywnymi). Niektórzy mieszkańcy traktowali wędrowców jako „włóczykijów”, zamykali przed nimi drzwi domów i stodół, jak w kolędzie „Nie było miejsca dla Ciebie”. Tak właśnie zachował się ks. Juliusz Suchy w Sękowej, ale pamiętajmy, że był to czas niespokojny, zwłaszcza tu, na pograniczu. W sierpniu 1953 roku Karol Wojtyła przemierzył szlak od Ustrzyk Dolnych aż po Wysową (tu moja uwaga nie po Wysową a Hańczową a następnie Krynicę). I dalej „Podczas niedawnego spotkania z gorlickimi pielgrzymami w Watykanie Jan Paweł II powiedział: „Gdy byłem młodszy szedłem po tej pięknej ziemi i piłem dobrą wodę, jednak nie wszyscy mnie tam gościnnie przyjęli. Gdyby mnie wtedy zamknęli, to dziś nie byłoby mnie w Watykanie”. Była to aluzja do tej właśnie beskidzkiej wędrówki w 1953 r. Ówczesna placówka Wojsk Ochrony Pogranicza w Wysowej otrzymała od władz polecenie uwięzienia księdza Karola za... zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia. 14 sierpnia 1953 turyści z Krakowa przechodzili z Magury Małastowskiej przez Kozie Żebro do Hańczowej” . Koniec cytatu. Informuję odwiedzających stronę sympatycznego schroniska, że w 1953 r. wędrowali z Magury Wątkowskiej a nie Małastowskiej Kolejny raz tereny Beskidu Gorlickiego odwiedził ks. Karol Wojtyła, doktor habilitowany, profesor Wydziału Teologicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego już jako biskup w czasie sześciodniowej wyprawy z Muszyny do Gorlic. Odbył ją w siedmioosobowym zespole w dniach od 24 do 29 sierpnia 1959 r. W dniu 25 sierpnia przeszli przez Lackową (997 m), Ostry Wierch (938 m) i zeszli do Wysowej. W kolejnym dniu przeszli z Wysowej przez Kozie Żebro (847 m n.p.m.) do Smerekowca, a w następnym (27 sierpnia) przez Przysłop weszli na Magurę Małastowską (813 m) gdzie spędzili nocleg z 27 na 28 sierpnia. Zatrzymali się albo w otwartym w 1955 r. schronisku, albo rozbili namioty obok niego. W dniu 28 sierpnia grupa przeszła przez Owczary (d. Rychwałd) gdzie zapewne zwiedzili cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy (Pokrow) z 1653 r., ob. kościół rz. kat. pod tym samym wezwaniem i dotarła do Sękowej a następnie do Gorlic. Pamiątką pobytu biskupa ks. Karola Wojtyły w Sękowej jest ustawiony obok gotyckiego, drewnianego, wpisanego na listę UNESCO kościoła pw. śś. Filipa i Jakuba, pomnik - popiersie Jana Pawła II, autorstwa znakomitego artysty Mariana Koniecznego. Został odsłonięty w 2000 r. a ufundowali go leśnicy i myśliwi Warto zastanowić po co mieli by pytać o nocleg w 1953 r. na plebani w Sękowej, skoro mieli namioty. I drugie pytanie czy każdy chętnie przyjął by w domu np. 17 osób. Co innego w rejonie Przechyby, gdy byli tylko we dwóch i bez sprzętu biwakowego. Dlatego w tamtej okolicy, w miejscowościach u stóp Przehyby a nie w Sękowej należy szukać owej tajemniczej plebani i nazwiska księdza proboszcza, który ks. Wojtyły nie przyjął. W Beskidzie Sądeckim jest dużo ciekawych miejsc związanych ze św. Janem Pawłem II. Nie ma więc potrzeby umieszczenia na stronie internetowej schroniska na Przehybie mało wiarygodnego tekstu o „gościnności” w Sękowej, a pomijać np. relacji z wycieczki ks. Wojtyły i ks. Malińskiego i ich pobłądzenie w tej okolicy potwierdzone wspomnieniami ks. M. Malińskiego. Czyżby ta humorystyczna „gościnność” w Beskidzie Sądeckim nie pasowała do sielankowej „powtórki z historii” papieża wygłoszonej podczas kanonizacji księżnej Kingi na starosądeckich błoniach w 1999 roku? I uwagę skierowano całkiem w inne miejsce. Nie wiadomo kiedy plotka ta powstała i kto jest jej autorem. Autor tekstu - Andrzej Piecuch
1. Marta Wielek, Radość i uśmiech. Jan Paweł II, Kraków 2014, s. 56.
15 rocznica śmierci Papieża JP II
15. rocznica śmierci Św. Jana Pawła II. Modlitwa w trudnym czasie pandemii koronawirusa
15 lat temu, 2 kwietnia 2005 roku, Polska zatrzymała się na moment. Dokładnie o 21.37 Stolica Apostolska wydała komunikat: |
Dzień Kobiet & Mężczyzn na wesoło.
W poniedziałek 9 marca 2020 r. o godz. 17.00 w Szkole Podstawowej w Sękowej, odbył się tradycyjny Gminny Dzień Kobiet & Mężczyzn, który w tym roku należał do wyjątkowych. Wszystko za sprawą ,, KABARETU Z KONOPI”.
Imprezę uświetnił zespół,, KABARETU Z KONOPI”, który jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się kabaretów młodego pokolenia. Kabaret z Konopi przez 7 lat swojej działalności został laureatem ponad 70 festiwali i przeglądów kabaretowych w całym kraju! Kabaret z Konopi istnieje od 2005 gdzie podczas kieleckiego KOKSu zdobył pierwszą Nagrodę Publiczności. PS Międzynarodowy Dzień Kobiet to święto ustanowione w 1910 r. dla upamiętnienia strajku 15 tys. kobiet, pracownic fabryki tekstylnej w Nowym Jorku, które 8 marca 1908 r. domagały się praw wyborczych i polepszenia warunków pracy. Właściciel fabryki zamknął strajkujące w pomieszczeniach fabrycznych. W wyniku pożaru zginęło wówczas 129 kobiet!
|